Sytuacja gospodarcza w Eurostrefie po sześciu latach stagnacji, nadal - pomimo uporczywego zaklinania rzeczywistości przez polityków - nie wykazuje tendencji do trwałego ożywienia. Co więcej, gros ekonomistów słusznie wskazuje na możliwość przetoczenia się kolejnej fali kryzysu przez państwa Europy, które kupując czas tanimi pieniędzmi, zwlekały z niezbędnymi reformami.
Podczas gdy Stany Zjednoczone powoli, lecz systematycznie wydostają się z uścisku spowolnienia gospodarczego, Unia Europejska dopiero rozpoczyna debatę na temat konieczności wprowadzenia zmian strukturalnych. Znamienne jest również to, że sam Mario Draghi, który dotychczas pełniąc rolę czołowego poker face, niespodziewanie wyraził zaniepokojenie bezczynnością krajów borykających się z narastającym długiem publicznym i niebotycznie wysokim bezrobociem, szczególnie wśród ludzi młodych.
Ten „nagły” zwrot akcji niestety nie wynika z niespodziewanej iluminacji prezesa ECB. Jest raczej pokłosiem świadomości bezprecedensowo trudnej sytuacji, w której głównym zagrożeniem pozostaje niechęć banków do udzielania kredytów przedsiębiorcom, co z kolei przekłada się na szereg innych dziedzin stanowiących podstawy gospodarki, a więc: eksport, konsumpcję, produkcję przemysłową ect.
"Obawiam się, że przyszłość nie będzie dobra jeśli nie wprowadzimy już teraz koniecznych reform" - powiedział Draghi w czasie wystąpienia w Brookings Institution w Waszyngtonie.
Warto przy tym zauważyć, że jednym głównych czynników przyczyniających się do bierności wielu krajów członkowskich Unii Europejskiej, była zbyt spolegliwa polityka monetarna Super Mario, poddawanego ciągłym naciskom ze strony rządów, głównie Francji i Niemiec. Jego szkodliwa hojność doprowadziła do wypracowania oczywistego mechanizmu, w którym masowo drukowane pieniądze – niczym narkotyk – powodowały degenerację europejskiej klasy politycznej, liczącej na przeczekanie trudnych czasów przy pomocy fikcyjnych środków. Te rządy zatem od dawna nie realizują niezbędnych reform, bo to się po prostu nie opłaca w sytuacji, w której wciąż można liczyć na niemal bezwarunkową pomoc ze strony Europejskiego Banku Centralnego. Szczęśliwie, moc sprawcza Draghiego nie jest nieograniczona, a instrumenty polityki fiskalnej powoli się wyczerpują. Jego ostatnim – kluczowym nabojem pozostaje zastosowanie europejskiej wersji quantitative easing, jednak, jak pokazuje przykład Stanów Zjednoczonych, sztuczne „pompowanie” rynku daje efekt raczej krótkotrwały. Czy Europę czeka kolejny kryzys? Tak, będzie trwał tak długo, jak ignorancja polityków.
dr Maciej Jędrzejak
Więcej na blogu: maciejjedrzejak.pl